41 kilometrów wiosłowania, 3 dni na wodzie, 2 noce pod namiotem, wszystko bez opuszczania granic Szczecina.

Plan był taki: 3 dni wiosłowania, noclegi w namiocie na dziko, zrobić jakieś fajne zdjęcia przyrodzie i… Nie opuścić przy tym granic Szczecina!
Udało się zrealizować wszystko. Przy okazji zobaczyłem moje miasto od innej strony i jeszcze bardziej się nim zachwyciłem. Mój język nie dość giętki a umiejętności fotograficzne zbyt nikłe by wszystko przekazać, ale spróbuję przedstawić Wam choć część tej magii.

Kanały Szczecina
Kanały Szczecina
    • Rejon wycieczki: Jezioro Dąbie i jego kanałySzczecin, 
    • Czas na wodzie: około 16 godzin,
    • Długość trasy: 41 km,
    • Poziom trudności:  2 (to jednak duże jezioro!)
Mapa trasy
Mapa trasy

Najpierw słówko wprowadzenia dla  „nieSzczecinian”: miasto moje wspaniałe ma w swych granicach administracyjnych czwarte co do wielkości jezioro w Polsce. Oprócz tego jeszcze rzekę Odrę, kilka jej dopływów, kanały portowe i wiele wysp. Patrząc na mapę wygląda na to, że można spędzić całkiem sporo czasu żeglując czy wiosłując i jednocześnie cały czas pozostawać w granicach miasta. Ale czy może tu znaleźć coś dla siebie ktoś, kto lubi wędrować sam tu i tam?
Postanowiłem poszukać swojej własnej, wodnej wersji „Samotności w wielkim mieście”. Co z tego wyszło? Zapraszam do lektury.

Spora część mojej trasy przypadła na Jezioro Dąbie. Przypomnę, pod względem wielkości jest to czwarte jezioro w Polsce. Zdawałem sobie sprawę, że warto byłoby wyruszyć na nie odpowiednim sprzętem, którego jednak nie mam. Do tego kilka dni wcześniej przetoczyły się przez region nawałnice zalewające ulice i domy. Pomyślałem, że najlepiej będzie zamiast nastawiać się na konkretny termin, pożyczyć od kolegi SUPa (dziękuję Adaś!), który będę mógł wozić w bagażniku samochodu czekając na odpowiednie warunki bez presji czasu czy mijającej rezerwacji kajaka. Z tego też powodu zmodyfikowałem trasę, prowadząc ją wzdłuż linii brzegowej i trochę ją skracając dostosowując do możliwości sprzętu.

Wyruszyłem z plaży w dzielnicy Dąbie. W maju jest jeszcze mało wykorzystywana i nie dyżurują na niej ratownicy, można było więc bez problemu zwodować tam swój ekwipunek, a potem też przeprowadzić operację odwrotną po powrocie. Z logistycznego punktu widzenia istotny był też darmowy parking blisko wejścia na plażę 😉

Choć plan zakładał wyruszenie z samego rana, to finalnie na wodzie znalazłem się dopiero w południe. Rozsiadłem się na desce, złapałem wiosła i ruszyłem na północ. Pierwsza część mojej podróży wiodła przez Małe Dąbie – mniejszy i spokojniejszy akwen – dopiero potem miałem wypłynąć na główną część zbiornika, gdzie spodziewałem się nieco trudniejszych warunków. Szczecin w ostatnich latach zainwestował mnóstwo środków w przygotowanie warunków dla rowerzystów i żeglarzy, wzdłuż brzegu jeziora biegnie fantastyczny szlak rowerowy wzbogacony o liczne miejsca postoju i odpoczynku, są one również dostępne z wody dla kajakarzy więc prześledziłem ich lokalizacje by w razie pogorszenia się pogody lub problemów zdrowotnych móc się tam schronić. Na szczęście nie było to konieczne.

Zatoczki jeziora Dąbie
Zatoczki jeziora Dąbie

Na początku aura była dla mnie łaskawa. Świetna pogoda, co prawda pochmurnie, ale za to niezbyt gorąco, lekka bryza. Wiosłowałem z wielką przyjemnością, duża część linii brzegowej Dąbia to trzcinowiska, łąki, miejscami tereny podmokłe. Od strony lądu do wielu miejsc dostęp jest bardzo utrudniony za to będąc na wodzie jest się czym zachwycać. Co chwilę wśród trzcin widać wejście do jakiejś zatoczki, wszędzie pełno ptactwa i zachwycającej roślinności. Płynąc wzdłuż brzegu co chwilę słyszałem szuranie pędów roślin wodnych po dnie mojej osobistej jednostki pływającej. A że woda okazała się dość przezroczysta, co chwilę zatrzymywałem się by podziwiać łąki rozpościerające się pod powierzchnią wody. Małe Dąbie kazało się przyjemnym akwenem do pływania na SUPie, sytuacja zmieniła się po wyjściu na główną część jeziora. Wzmógł się też wiatr co sprawiło, że więcej uwagi i sił trzeba było poświęcić na  zapanowanie nad sprzętem niż podziwianie otoczenia. 
Na szczęście linia brzegowa obfituje w mniejsze i większe zatoczki gdzie można się schronić by trochę odpocząć. 

Wschodni brzeg jeziora jest słabo zamieszkany, po opuszczeniu dzielnicy Dąbie kolejną strefą zabudowaną jest dopiero położona kilka kilometrów dalej Czarna Łąka, po drodze spotykałem tylko wędkarzy i rowerzystów pędzących szlakiem wokół jeziora.  Przyznaję, że dopiero teraz zacząłem dostrzegać turystyczny potencjał tego miejsca, który Szczecin chce wykorzystać.
Miałem już okazję przemierzać Dąbie pod żaglami, ale teraz, na wiosłach tuż przy linii brzegowej odkrywałem je na nowo.

Pięknie jest!

Na Małym Dąbiu
Na Małym Dąbiu

Wskazówka: na etapie planowania takiej wycieczki, oprócz zlokalizowania miejsc postoju warto również sprawdzić na mapie lokalizację innych charakterystycznych buowli jak wieże transformatorowe czy budynki służące do regulacji kanałółw itp. Znacznie ułatwia to nawigację.

Główna część Jeziora Dąbie okazała się znacznie trudniejsza do pokonania na desce, ujawniły się jej główne mankamenty czyli podatność na boczne podmuchy wiatru i problemy z pokonywaniem fal pod ostrym kątem. Niestety wiatr wiał w takim kierunku, że kilka razy wrzucił mnie w trzcinowiska.  Przebycie odcinka do Czarnej Łąki zajęło mi znacznie więcej czasu i pochłonęło więcej sił niż planowałem. Plaża w Czarnej Łące była jednym z moich miejsc na awaryjny odpoczynek, ale gdy tam dotarłem, było już późne popołudnie i wiatr zaczynał się uspokajać. Po krótkiej analizie czasu i zapasu sił doszedłem do wniosku, że płynę dalej dopóki starczy dnia a miejsca na nocleg będę szukał z wody. Finalnie udało mi się dotrzeć w okolice Lubczyny. Spodziewałem się, że w pogodny majowy weekend może tam być tłoczno i głośno, więc na nocleg postanowiłem się zatrzymać kilkaset metrów przed miejscowością. Znalazłem dziką plażę, która jest osłonięta z jednej strony nasypem, po którym biegnie szlak rowerowy a z drugiej gęstymi trzcinami bo prognoza wskazywała na możliwość silnego wiatru i opadów w nocy.

Miejsce okazało się dobrym wyborem, oprócz rowerzystów zatrzymujących się by zrobić zdjęcie wariatowi rozbijającemu namiot na plaży 😉 towarzyszyły mi tylko ptaki i ślimak podejmujący desperackie próby wprowadzenia się do mojego namiotu.

Chciał zająć mój namiot bo swojego domku nie miał...
Chciał zająć mój namiot bo swojego domku nie miał...

Po rozbiciu namiotu czekała na mnie niespodzianka, z nasypu kilkadziesiąt metrów obok mojej (na tą noc) plaży rozpościerał się fantastyczny widok na zachód Słońca nad znajdującymi się po drugiej stronie jeziora Policami!  

Zachodzące Słońce, Dąbie, jacht a w tle Police
Zachodzące Słońce, Dąbie, jacht a w tle Police

Przy okazji poszukiwań miejsca na nocleg znalazłem coś czego się nie spodziewałem, a co bardzo mną poruszyło. Po kilku godzinach zachwycania się tym w jak pięknym miejscu się znajduję oraz ile nakładów zostało przeznaczonych by uczynić je jeszcze bardziej przyjaznym turystom trafiłem na coś co można chyba określić jako bombę ekologiczną.

Wyobraź sobie, że ktoś postanowił się pozbyć kontenera śmieci przez załadowanie go do szalupy ratunkowej i spuszczenie jej na wody jeziora. Tratwa niesiona wiatrem i falami dopłynęła w końcu do brzegu i osiadła pośród trzcin i teraz czeka aż upływ czasu osłabi jej poszycie i zawartość (cokolwiek się tam znajduje) zostanie rozniesione po okolicy. Zgroza.

Pływające śmietnisko
Pływające śmietnisko

Analiza prognozy pogody przekonała mnie, że następnego dnia najrozsądniej będzie zaszyć się pośród kanałów i wysp gdyż prawdopodobieństwo pogorszenia się pogody niestety wzrosło.

Z rana było spokojnie, ale mgliście więc postanowiłem ten bezwietrzny czas wykorzystać na przebycie jak największej odległości. Czekało mnie przepłynięcie w poprzek z jednego brzegu jeziora na drugi, co prawda w najwęższym miejscu, ale wysoka fala mogłaby mi narobić trudności.

Po wypłynięciu zza osłony trzcin zauważyłem, że jacht widziany wczoraj wieczorem w trakcie wiosłowania, nadal stoi dokładnie w tym samym miejscu. Poprzedniego dnia płynąłem w pewnej odległości od niego trzymając się brzegu, wieczorem wyglądało to tak jakby na kotwicy stał jacht a obok była przycumowana motorówka z zarzuconym jakimś pokrowcem na kadłub, pomyślałem – możliwe że spotkali się znajomi wodniacy i w środku osłonięci od niepogody i krwiopijców, zrobili sobie kameralną imprezkę. Ponieważ z rana była flauta a i widoczność lepsza niż wieczorem to postanowiłem podpłynąć bliżej, a im bardziej się zbliżałem tym bardziej narastała we mnie wściekłość. Podobieństwa do wczorajszego odkrycia w trzcinach były widoczne już z daleka. Oględziny z bliska tylko to potwierdziły. Okazało się, że mam do czynienia ze stojącym na kotwicy składowiskiem śmieci. Na kotwicy stał jacht wypełniony po dach śmieciami, do niego przycumowana była szalupa ratunkowa o takim samym ładunku, na wodzie resztkami sił unosił się jeszcze stary ponton. Na jachcie zaczęły już nawet rosnąc pierwsze rośliny. 

Do dziś zastanawiam się co ma w głowie człowiek, dla którego spuszczenie na wodę szalupy ratunkowej czy wypchanie po dach śmieciami jachtu jest najprostszym i najlogiczniejszym pomysłem na pozbycie się odpadów?!  

Kolejne pytanie to czy naprawę nikt ze służb, które na pewno przemierzały ten rejon nie zauważył tego składowiska? Rybacy? Nikt, nic? Lepiej zignorować i czekać aż pójdzie na dno?

W minorowym nastroju powiosłowałem na południe, pocieszało mnie tylko, że prognoza zupełnie się nie sprawdziła. Pogoda była świetna, na jezioro wypłynęły żaglówki i motorówki, pojawiły się i kajaki. Dzień wcześniej obcowałem niemal wyłącznie z przyrodą przy sobocie na jeziorze zaczęło się dziać zdecydowanie więcej.

Samotny biały żagiel
Samotny biały żagiel

Moim celem był kanał Parnica, którym chciałem popłynąć w kierunku portowej części Szczecina. Odwiedzałem ją nie raz, ale zawsze „lądem” i raczej w pośpiechu bo służbowo. Chciałem się przekonać jak infrastruktura portowa wygląda od strony wody i choć jestem raczej fanem podziwiania uroków przyrody to widok potężnych dźwigów, białych zbiorników robi wrażenie, szczególnie obserwowany nisko, z poziomu wody.

Jacht w kanale portowym
Jacht w kanale portowym

Pływając, między wyspami, po portowych kanałach zaskakuje to, że i tu przyroda uparcie próbuje się adaptować. Po jednej stronie kanału pracują olbrzymie dźwigi, błyszczą w słońcu zbiorniki na paliwo i chemikalia, a po drugiej spokojnie wychowują młode kaczki, bobry budują żeremia. Dwa brzegi tego samego kanału, a jednak dwa różne światy.

Kolejny nocleg zaplanowałem na wyspie o ciekawej historii. Wielka Kępa była kiedyś bardzo popularnym miejscem wypoczynku mieszkańców miasta choć nie prowadzi na nią żaden most. Wyspa ma kształt wydłużonego trójkąta i z północnej  strony znajduje się na niej piaszczysta plaża, z  długo sięgającą płycizną osłonięta z dwóch stron trzcinami chroniącymi przed wiatrem, ale i zapewniającymi prywatność. Od południowej strony wyspy znajduje się umocnione nabrzeże, kiedyś przybijały tu promy pasażerskie dowożące turystów, którzy potem wędrowali chodnikiem przecinającym wyspę w poprzek na plażę. Na wyspie znajdowała się  infrastruktura jak toalety czy przebieralnie, ale i samowolki budowlane poukrywane w lesie poza zasięgiem oczu wypoczywających turystów. 
Od wielu lat, nie kursuje tam już jednak żaden transport zbiorowy, można się dostać tylko na własną rękę. Infrastruktura została częściowo rozkradziona, a reszta uległa degradacji, teraz między drzewami straszą tylko ruiny.

Miejsce nie jest jednak zupełnie opuszczone, widać że czasami przypływa tu ktoś by zrobić sobie prywatną imprezę na plaży z daleka od wzroku niepowołanych do tego oczu.

Imprezę urządziłem sobie i ja, wbrew pozorom nie była wcale mała – wprosiło się około tysiąca komarów i setka kleszczy. Na szczęście namiot okazał się wystarczająca barierą.

Noc na wyspie
Noc na wyspie

Zaskoczyło mnie, że choć jest to nieduża wyspa, oddzielona od lądu jeziorem i głębokim kanałem portowym to znalazłem ślady bytności zarówno kopytnych jak i małych drapieżników choć spodziewałem się tylko ptaków.

Wyspa może i bezludna, ale zamieszkana.
Wyspa może i bezludna, ale zamieszkana.

Przez pewien czas wędrowałem po plaży zastanawiając się skąd tam tyle muszli, myślałem, że to wynik żerowania ptactwa, jednak zawartość bardzo wielu muszli nie została skonsumowana więc to raczej nie robota głodnego zwierzęcia. Zauważyłem też unoszące się w wodzie zwłoki małży wyrwane ze skorupek. Odpowiedź z rykiem dotarła do mnie sama. Okazało się, że w weekend odwiedzają to miejsce amatorzy sportów motorowodnych na swoich potężnych maszynach. Praktycznie każdy okazywał się zaskoczony płytkim podejściem do plaży i próbując zejść z mielizny (albo dla zabawy) rył potężnym strumieniem wody z turbiny lub śrubą, mieląc piach i wszystko co w nim mieszka. 
Mało przyjemne wspomnienie. Przydałoby się trochę wyobraźni koledzy motorowodniacy…

Dzika plaża
Dzika plaża

Wieczorem kilka razy biegałem z obozowiska na drugą stronę wyspy. Widok zbierających sie chmur nad miastem, a potem zachód Słońca nad infrastrukturą stoczniową okazał się niezłą petardą!

Ostatniego dnia opłynąłem wyspę od wschodu zatrzymując się na przeciw Morskiej Stoczni Remontowej Gryfia robiąc kilka zdjęć infrastruktury, w tym tak charakterystycznym dla Szczecina suwnicom stoczniowym.

Stocznia w Szczecinie
Stocznia w Szczecinie

Wracałem znów kanałami portowymi, a potem przeciąłem Jezioro Małe Dąbie kierując się na plażę w Dąbiu, na której zacząłem swoją wycieczkę. SUP ma ten plus, że wypłynąwszy na jezioro można było odłożyć wiosło, wyciągnąć się na desce i podziwiać jachty łapiące w białe żagle podmuchy wiatru. Mógłbym polubić taką formę spędzania czasu 😉 Polecam spróbować.

Na Małym Dąbiu
Na Małym Dąbiu

Sprawy do przemyślenia przed wyruszeniem w drogę:
1. Do plecaka: na pewno zabezpieczenie przed wodą, najlepiej podwójne, drybag + worki foliowe.
2. Co sprawdzić przed wyjściem: oczywiście pogodę. Oprócz tego warto nauczyć się charakterystycznych punktów na pamięć. Z wody wszystko wygląda inaczej 😉
3. Kapoki to podstawa, ale warto mieć ze sobą i inny sprzęt, np. bojki ratunkowe. Na dużej wodzie nie ma żartów.

Niżej kilka zdjęć z mojego wyjazdu na zachętę.

A właśnie! Jeśli dotarłeś do tego miejsca, to znaczy, że było ciekawie. Nie zapomnij polubić mojej strony na >> Facebooku << będziesz wiedział, gdy wrzucą coś nowego. Możesz też zostawić komentarz od siebie.
Czołem!

Kategorie: Szlaki/trasy

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Symbol zastępczy awatara

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *