Intersport Klettersteig - zaliczone, odchaczone, nie będę tęsknił....
Nie trudno się domyśleć jaki typ wędrówki mi najbardziej opowiada, wystarczy spojrzeć na tytuł strony 😉 Szukając pomysłów na kolejne wyprawy korzystam z wielu źródeł, również tych najpopularniejszych jak Facebook czy YouTube. Co sprawia, że czasami „łapię się” na lokalizacje przeżywające akurat swój szczyt popularności w socialach.
I tak kiedyś przypadkiem trafiłem na informację o ferracie Intersport. Okazało się, że leży w regionie Alp, który mnie interesuje, więc pomyślałem, że warto o niej pamiętać. A jak już zapamiętałem, zanotowałem, to różnych informacji zaczęło do mnie spływać coraz więcej, w końcu wpisałem ją na listę 50-ciu miejsc do odwiedzenia.
Odwiedziłem ją w sierpniu 2024 r. Dzień wcześniej zaliczyłem przejście przez Watzmann (link tutaj) i chciałem przejść jakąś szybszą trasę dla odpoczynku. Zapraszam na moją relację.
Zaliczyłem już trochę ferrat, niektóre były bardziej widokowe inne raczej sportowe, wyciskające siódme poty. Intersport łączy te dwie cechy, szlak jest położony w pięknym regionie i rozpościerają się z niego niesamowite widoki. Czy szlak jest wymagający? Z mojej indywidualnej perspektywy największym problemem nie były trudności techniczne, lecz potworny tłok i ekspozycja, choć kilka osób z powodu zmęczenia musiało skorzystać z opcji wcześniejszego zejścia ze szlaku, nie przechodząc całego. Popularność tego miejsca przyciąga tam tłumy ludzi, w tym i mnie 😉 A olbrzymi tłok, popędzanie się, duża liczba osób, które stawiają dopiero pierwsze kroki na szlakach tego typu, skutecznie odbierają całą frajdę jaką to miejsce mogłoby sprawić wprowadzając za to dodatkowy czynnik stresu.
Ja na takie klimaty mam uczulenie…
Rejon wycieczki: Austria, pasmo Gosaukamm w górach Dachstein,
Czas przejścia: około 7 godzin (mi zajęło 11),
Długość trasy: 12 km,
Poziom trudności: 5 ( ekspozycja, konieczność posiadania sprzętu ferratowego i umiejętność posługiwania się nim)
Termin mojego przejścia: sierpień 2024
Parking Pommer
Wysokość: 990 m n.p.m.
Parking dla gości Theodor Körner Hütte, na miejscu brak opłat. Obok przepływa czysty strumień, do którego jest łatwy dostęp.
Dalej => czarnym szlakiem SAS na wschód.
Z parkingu wyruszyłem o około 6:30. Miejsc nie jest wiele, ale o tej porze nie było problemu z zaparkowaniem. Tablice na miejscu informują, że jest to parking przeznaczony dla gości Theodor Körner Hütte, ja do nich nie należałem, ale w ramach rewanżu postanowiłem zajrzeć tam choć na kawę, by się zrekompensować za możliwość darmowego parkowania auta. Swoje postanowienie wcieliłem w życie następnego dnia
Z parkingu można się na górę udać samochodem (tylko dla osób uprawnionych) lub pieszo, widziałem kilka tablic zabraniających wjazdu rowerem. Nie wiem czy dotyczy to wybranych odcinków, czy też całej drogi, bo mimo wszystko rowerzystę jednak spotkałem. Do wyboru są dwie opcje, szlak biegnący na przełaj przez las oraz droga dojazdowa dostosowana dla samochodów osobowych. Można też zmiksować sobie warianty i część przejść przez las, a część po utwardzonej drodze. Jeśli miałbym coś polecić to pierwszy odcinek od szlabanu do ponownego przecięcia się drogi ze szlakiem wybrałbym do przejścia po drodze bo szlak na tym odcinku jest najostrzejszy i może też być ślisko, zwłaszcza jeśli w nocy padało. Nie zdziw się, że po drodze spotkasz elektrycznego pastucha, drut kolczasty itp. Duża część zbocza przeznaczona jest pod wypas bydła, więc kilka ogrodzeń trzeba będzie przekroczyć.
W ciągu około godziny trzeba będzie zrobić wysokość prawie 500 m zanim szlak doprowadzi Cię pod drzwi schroniska.
Schronisko Stuhlalm
Wysokość: 1 467 m n.p.m.
Jedno z dwóch w tym rejonie. Ma charakter rodzinny, regionalny. Warto odwiedzić.
Dalej => kieruj się na północ, szlaki czerwony, czarny i żółty biegną razem, ale oznaczenia będą tylko koloru czerwonego.
W niedużej odległości od siebie są tu dwa schroniska, Stuhlalm i Theodor Körner Hütte. Obydwa obiekty prowadzone są przez młodych ludzi, pierwszy nawiązuje do tradycji, jest otoczony przez pastwiska pełne krów. Drugie to królestwo fanów wspinaczki, pełne dźwięków pobrzękującego szpeju i rozmów o warunkach na okolicznych ścianach.
Zachęcam by odwiedzić obydwa, ale mi bardziej do gustu przypadło Stuhlalm, obsługa pracuje w ludowych strojach, wystrój jest rustykalny i po prostu emanuje ciepłem. Wprosiłem się się do środka w drodze powrotnej, by uzupełnić zapas wody i zachwyciłem się wnętrzem tego miejsca, porozmawiałem trochę z obsługą. Potem okazało się, że przepytywałem Tinę, współwłaścicielkę obiektu 😉
Polecam odwiedzić!
Przed obiektem znajduje się poidło dla bydła z kranem, jednak widnieje na nim informacja, że woda nie jest przeznaczona do picia. Zapytaj obsługę o pozwolenie na napełnienie bidonu wodą z kranu w schronisku, nie powinno być problemu 😉
Przy chacie warto zwrócić uwagę na oznaczenia, krzyżuje się tu kilka szlaków. Szlak, który należy wybrać, odbija w lewo jeszcze przed chatą i wiedzie przez pastwisko lekko pod górę. Na pastwisku jest kilka wydeptanych ścieżek, więc trzeba się pilnować. Szlak od chaty pod ferratę wiedzie przez las, różnica wysokości jest niewielka, więc to raczej przyjemny spacer niż wspinaczka.
Najpierw dotrzesz do skrzyżowania ze szlakiem prowadzącym ze szczytu (powrotnym) a dopiero potem do miejsca, w którym zaczyna się ferrata.
Ferrata Intersport
Wysokość: około 1 600 m n.p.m.
Ferrata składająca się z odcinków poprowadzonych długimi trawersami zbocza, pionowych podejść po wbitych gwoździach oraz słynnej 40 metrowej drabinki nad przepaścią.
Dalej => kieruj się w górę, nie da się inaczej 😉
Pod wejściem na ferratę byłem przed godziną 9:00 rano i to był mega błąd… Na ten szlak wybrałem się w piątek i niestety trafiłem do miejsca, które można by określić jako piekło dla tych co nie przepadają za tłokiem. Amatorów wspinaczki przybywało z minuty na minutę, dosłownie! W ciągu chwili, na w miarę płynnym wejściu na pierwszy odcinek, zaczął się robić korek, zanim zapiąłem się w uprząż liczył już około 7-8 osób czekających by postawić nogę na ścianie.
Zdziwiłem się trochę widząc z jakimi kłopotami borykają się niektórzy na tym pierwszym odcinku, wydawało mi się że ten szlak wybiorają ludzie obeznani z tematem. Myliłem się! Nie wziąłem pod uwagę, że na Intersport wybiorą się ludzie, którzy nigdy wcześniej nie byli na ferracie. O ile te pierwsze problemy skutkowały tylko opóźnieniem wejścia dla kolejnych osób, to już kolejne problemy dalej miały daleko większe konsekwencje, ale o tym potem.
Ferrata na samym początku ma krótki odcinek wiodący niemal pionowo w górę i bywa dość śliski bo znajduje się w cieniu. Potem na większości szlaku jest dość sucho, lub jak w wypadku mojej wędrówki – potwornie sucho i gorąco.
Nie będę opisywał przebiegu ferraty, wpisów i filmików w sieci na jej temat jest tyle, że nie ma co się powtarzać.
Do tej bazy dorzucę tylko kilka subiektywnych uwag i przemyśleń po moim przejściu.
- Nie wybierajcie się tam w weekend, zwłaszcza w szczycie sezonu. Frajdy z przejścia nie będziecie mieli wcale a i zagrożenie wypadkiem dużo większe. Widziałem butelki wysuwające się z plecaków, jedna 1,5 l poleciała w dół, na szczęście nie zrobiła krzywdy nikomu niżej. Wielu zniecierpliwionych ludzi zaczynało się wyprzedzać na szlaku i stwarzać tym samym dodatkowe zagrożenie.
- Z racji popularności, niestety na ferratę wybierają się również osoby nie mające doświadczenia z takim szlakiem, przez co w trudniejszych miejscach powstają zatory. Przed wejściem na słynna drabinkę spędziłem czekając na wejście ponad dwie godziny (!!), w pełnym słońcu, wpięty w linę na ścianie, gdzie nie było miejsca by tyłek posadzić. Nie polecam
- Niestety, w takim tłoku trzeba brać pod uwagę zachowanie innych osób. Ja miałem kłopoty dwa razy. Najpierw na drabince, gdy byłem w połowie drogi zaczęła się ona dziwnie mocno huśtać, okazało się, że za mną wszedł na nią zniecierpliwiony kolejny turysta. Gdy byłem w 2/3 odległości wlazł kolejny! Problemem nie była wytrzymałość drabinki, bo wynosi ona wiele ton, jednak trzy osoby idące w różnym tempie, po linowej drabince sprawiają, że zaczyna się ona huśtać i naprawdę miałem problem chwilami trafić klamrą w w linę poręczową by się wpiąć. Musiałem ustawiać nogi tak, że stopę stawiałem na dolnej linie, kolano dopychałem do górnej i dzięki temu zaczynałem bujać się razem z drabinką i kolejne wpięcia szły sprawniej. Drugi kłopot spotkał mnie po pokonaniu drabinki i odcinka tuż za nią, trzeba wtedy przejść przez wierzchołek Donnermandl, gdzie jest dość wąsko. Na szczycie siedział młody chłopak, nie wiem czy zasiadł z powodu zmęczenia czy odpuściła go adrenalina po przejściu drabinki, ale jego postój sprawił że ja musiałem czekać na niemal pionowym odcinku przy szczycie tej iglicy, a też już byłem zmęczony, Ci którzy szli za mną czekali już na drabince.
- Na trasie są 4 miejsca gdzie można się wycofać, ale nie wrócić na dół po ferracie tylko zejść przez kosodrzewinę do szlaku powrotnego. Jeśli poczujesz, że to zabawa nie dla ciebie, skorzystaj z tej opcji. Wrócisz tu innym razem.
- Polecam zabrać, ze sobą pętlę z karabinkiem, tzw. spoczynkową. Z powodu tłoku wiele razy musiałem się wpinać na sztywnej linie do umocnień, by poczekać, aż się rozładuje zator.
- Drabinkę można obejść, nie każdy musi ją pokonać. Jeśli kolejka jest zbyt długa, lub czujesz się źle, daj znać innym, że będziesz ją obchodzić. Przepuszczą Cię, pozwolą się ominąć i szybciej będziesz móc się wspinać dalej.
Według mnie, ferrata zdaje się być ofiarą swojej popularności. Jest całkiem dobrze pomyślana, są odcinki z pięknym widokiem, są fragmenty wymagające większej siły, jest sporo ekspozycji. Jednak dla mnie klimat zniszczył nawet nie sam tłok, ale zachowanie ludzi na szlaku. Ciągłe pokrzykiwanie na siebie, popędzanie, wyprzedzanie w dziwnych miejscach, ładowanie się na drugiego czy trzeciego na drabinkę. Dla mnie to po prostu za dużo.
Pewnym wynagrodzeniem jest widok ze szczytu w kierunku Hoher Dachstein (2995 m n.p.m.), w oddali jaśniały języki lodowców tej najwyższej w regionie góry.
Majestatycznie wygląda też charakterystyczny szczyt Große Bischofsmütze (2458 m), szczyt z potężną granią rozdzieloną głębokim wcięciem. Kto raz go zlokalizował, będzie od tej pory dla niego bezbłędnym punktem odniesienia.
Zejść z Großer Donnerkogel można na dwa sposoby, albo kierując się w kierunku szlaku którym przyszedłem (szlak numer 628), jest to zdecydowanie najpopularniejsza opcja. Lub też niedaleko po rozpoczęciu schodzenia można odbić w lewo na szlak 631 prowadzący przez Steinriesenkogel (2 008 m n.p.m) i Strichkogel (2 034 m n.p.m), jest to jedna zdecydowanie trudniejsza opcja. Jeśli jak ja masz za sobą ferratę, polecam zejście najprostszą drogą. Przejście szlakiem 631 jest zdecydowanie trudniejsze i wymaga uwagi i koncentracji. Nie szedł bym tamtędy mając w nogach i rękach „wspomnienie” przebytej ferraty.
Ja miałem dodatkowo nieźle przypieczoną skórę i wodę na ukończeniu więc wybrałem najpopularniejszą opcję, starając się możliwie szybko dotrzeć do Schroniska Stuhlalm gdzie chciałem odpocząć przed powrotem na dół.
Dobrze mi się odpoczywało więc do auta dotarłem gdy Słońce już zachodziło 😉
Krótko podsumowując: z mojej perspektywy nie była to najlepsza ferratowa wyprawa, gdyby to był mój główny cel wyjazdu, poczuł bym się zawiedziony. Ponieważ jednak zaliczyłem jeszcze dwa inne szlaki to smutku nie ma 😉 Jednak powrotu tutaj nie planuję. Dla mnie jest to atrakcja bardziej medialna, przeżycie natury fejsbukowoyoutubowej a nie coś czego szukam w górach.
Niżej kilka zdjęć z mojego wyjazdu na zachętę.
A właśnie! Jeśli dotarłeś do tego miejsca, to znaczy, że było ciekawie. Nie zapomnij polubić mojej strony na >> Facebooku << zobaczysz, gdy wrzucą coś nowego. Możesz też zostawić komentarz od siebie.
Czołem!
0 komentarzy