Drawieński Park Narodowy - 75 kilometrów pustego szlaku, dzikiej przyrody, ciszy i gwieździstego nieba. Bunkry też są!
Jeśli szukasz dzikości i marzysz o wielogodzinnych wyprawach, na których z rzadka spotkasz drugiego piechura zapewne pomyślisz, że takie rzeczy to tyko w Bieszczadach, prawda? Błąd! Znam miejsce gdzie turystów jest znacznie mniej. Tereny, gdzie wędrując przez 3 – 4 dni nie spotykasz drugiego człowieka z plecakiem. Miejsca, gdzie widząc mnie z ekwipunkiem na plecach, przemierzającego leśne szlaki, pracownicy leśni zatrzymują się i dopytują czy na pewno wiem gdzie jestem i dokąd idę. Jednocześnie są to rejony bardzo atrakcyjne do wędrówek, a zupełnie pod tym kątem nieznane. Dziś korzystają z nich głównie kajakarze i rowerzyści. Pora to zmienić! Miejscem, o którym piszę i do odwiedzenia, którego chcę Cię zachęcić, jest Drawieński Park Narodowy (DPN) i jego okolice.
Co oferuje Drawieński Park Narodowy i jego sąsiedztwo?
1. Dzikie rzeki udostępnione dla kajakarzy, ale ich brzegami poprowadzone są też szlaki turystyczne, umożliwiające podziwianie flory i fauny.
2. Gęste lasy, położone daleko od ludzkich osiedli, ciche i spokojne.
3. Pozostałości dawnych siedlisk, które można odkrywać niczym polski Indiana Jones 😉 Kiedyś tereny te były gęściej zamieszkane, ale wiele osad zostało opuszczonych. Dziś wędrując przez lasy możesz nagle trafić na ich pozostałości, mury stojące pośród drzew, zarośnięte cmentarze, pozostałości młynów nad rzekami, resztki mostów i kanałów nawadniających.
4. Ten rejon był traktowany jako kluczowy przez Niemców w czasie II Wojny Światowej. Zbudowali sieć umocnień tworzących Wał Pomorski, która została przełamana w lutym 1945 r. przez wojska polskie i radzieckie. Umocnienia zostały potem wysadzone, by przypadkiem nie trzeba było ich w przyszłości zdobywać ponownie, jednak nie wszystkie. Niektóre można zwiedzać, inne nadal są schronami, tyle, że teraz dla nietoperzy. Lasy są w wielu miejscach poprzecinane zarastającymi okopami, z ziemi wystaje stal i beton. Niemi świadkowie historii i przestroga, o której warto pamiętać.
5. Nocne niebo w wersji „turbo”, brakuje mi odpowiedniejszych słów. Lasy są tu pozbawione zanieczyszczenia światłem generowanym przez ludzkość. Człowieku! Ile tu widać gwiazd. Petarda!
6. Drawieński Park Narodowy ma tuż przy swoich granicach kilka stref programu „Zanocuj w lesie”, więc wystarczy wyjść kawałek poza teren chroniony i można na pełnym legalu spędzić nockę w lesie. Na terenie samego DPN są też przygotowane specjalne miejsca obozowania dla turystów. Bardzo polecam!
Chciałbym zabrać Cię na wycieczkę po jednej z tras, które wytyczyłem na swoje potrzeby. Bardzo mi przypadła do gustu, często ją wspominam, więc postanowiłem się nią podzielić. Ja swój wyjazd odbyłem w terminie 23-25 czerwca 2023 r. i myślę, że to może być optymalny termin. Nad jeziorami było jeszcze niemal całkowicie pusto, a przyroda już szalała pełnią zieloności.
Zapraszam do lektury!
- Rejon wycieczki: Polska, Pojezierze Pomorskie
- Czas przejścia: 21 godzin,
- Długość trasy: około 75 km,
- Poziom trudności: 1,
Drawieński Park Narodowy ma powierzchnię około 11,5 tys. hektarów. Otaczające go lasy są rzadko zamieszkane i tak rozległe, że często łatwo stracić orientację czy to jeszcze teren chroniony czy już las gospodarczy. Teren parku rozciąga się wzdłuż rzeki Drawy oraz obejmuje kilka pobliskich jezior, stosunkowo łatwo jest zaplanować trasę z plecakiem tak, by skorzystać z kilku miejsc przygotowanych na biwaki lub po prostu wyjść poza teren parku na nocleg.
Tuczno
Wysokość: ok 100 – 110 m n.p.m.
Mała wieś położona wśród jezior.
Dalej => kieruj się na zachód w kierunku żółtego szlaku.
Początek i koniec trasy zaplanowałem w miejscowości Tuczno, sympatyczne panie z Biura Rachunkowego Actum Plus wskazały mi spokojny i osłonięty parking przy ul. Wąskiej. Chętnie skorzystałem, bo weekend zapowiadał się burzowo. Przy głównej drodze jest też duży Plac Targowy, jednak nie chciałem tam zostawiać samochodu, ponieważ nie znałem rozkładu „imprez weekendowych”, które mogłyby mieć na nim miejsce. Ty skorzystaj z najwygodniejszej dla siebie opcji i zapraszam na szlak!
Najpierw rusz w kierunku Kościoła pw. Wniebowzięcia NMP, wieża świątyni jest widoczna z daleka, zwiedzania nie było w planie, więc tylko obszedłem budynek, ale jeśli masz ochotę sprawdź, może drzwi będą otwarte? Następnie kieruj się w ul. Stanisława Moniuszki, potem w ul. Klasztorną, gdzie wejdziesz na żółty szlak turystyczny. W końcu ulica się skończy, zamieni w drogę gruntową prowadzącą do pola biwakowego, szlak odbija szeroką ścieżką w prawo i biegnie niedaleko Jeziora Tuczno.
Po krótkim marszu pustą, leśną drogą dotrzesz do pola biwakowego „Cypel” do jeziora wpada tu mała rzeczka. Teren ozdabiają drewniane rzeźby. Na miejscu spotkałem dwójkę obozowiczów ewidentnie zaskoczonych tym, że ktoś się włóczy po tym terenie przed otwarciem sezonu. Trochę ich zaniepokoił mój namiot przypięty do plecaka, z zapałem zaczęli mi opowiadać o innych niezwykle ciekawych miejscówkach do obozowania w okolicy i wyraźnie im ulżyło gdy oświadczyłem, że nie zamierzam się tu zatrzymywać i cały cypel nadal będą mieli dla siebie 😉
Po drodze minąłem w lesie pozostałości kilku bunkrów, szperałem po krzakach w ich poszukiwaniu. Zupełnie niepotrzebnie, bo jak się później przekonałem, w okolicy jest mnóstwo łatwiej dostępnych i lepiej zachowanych pozostałości umocnień.
Żółtym szlakiem dotrzesz do szlaku czarnego, który wiedzie przez podmokły teren, będący królestwem komarów 🙁
W pobliżu ścieżki znajduje się zniszczony schron oznaczony jako R.U.17.18 – trochę go sobie pozwiedzałem. Idąc dalej czarnym szlakiem, najpierw wyszedłem na sporej wielkości łąkę, wiejący na otwartej przestrzeni wiatr przynajmniej na chwilę ograniczył naloty komarów. To może być więc dobre miejsce na zaplanowanie odpoczynku.
Kawałek dalej czarny szlak łączy się z niebieskim
Ruiny osady Neumühl
Wysokość: ok 70 – 80 m n.p.m.
Ruiny zabudowań i młyna działającego kiedyś nad rzeką Runicą.
Dalej => kieruj się na północ niebieskim szlakiem.
Po wejściu na szlak niebieski możesz odbić kawałek w dół, do rzeki, by odwiedzić pozostałości opuszczonej osady. Potem udaj się pod górkę, teraz szlak będzie wiódł w większej odległości od jezior i rzek więc nalotów krwiopijców będzie mniej. Skorzystałem z tego eksplorując kolejny obiekt, jest to schron R.U.10. Poświęciłem trochę czasu włażąc w jego zakamarki, mnóstwo pogiętej stali i betonu. W niektórych miejscach ściany i sufit pokrywają nacieki z tego co deszcz wypłukuje z konstrukcji.
Kolejny etap wędrówki wiedzie przez lasy, cisza spokój, nikogo poza ptakami dającymi koncert w koronach drzew. W tej atmosferze, niebieskim szlakiem dotrzesz do stacji kolejowej, a potem drogą do wsi Krępa Krajeńska.
Krępa Krajeńska
Wysokość: ok 90 – 100 m n.p.m.
Mała wieś położona pośród lasów, nad jeziorem Krępa.
Dalej => kieruj się na zachód, w kierunku w kierunku jeziora Nowa Korytnica.
Na wejściu do wsi powitała mnie osobliwa galeria twórczości „recyklingowej”. Najwidoczniej ktoś zapragnął dać drugie życie starym oponom i innym znalezionym „skarbom”. Jest wesoło i kolorowo. Zdecydowany plus za inwencję 😉
Ze wsi wyjdź w kierunku zachodnim. Przez kilkaset metrów będziesz iść utwardzoną, szutrową drogą po czym trzeba odbić z niej w prawo i znów znajdziesz się na leśnym trakcie, który doprowadzi Cię nad jezioro Nowa Korytnica. W miejscu gdzie do jeziora wpada rzeka Korytnica była kiedyś osada Brodźce, dziś można co najwyżej poszukać pozostałości fundamentów stojących tu kiedyś zabudowań.
W pobliżu jeziora biegnie zielony szlak, kieruj się nim na południowy zachód. Idąc leśną drogą dotrzesz do wsi Nowa Korytnica.
Nowa Korytnica
Wysokość: ok 90 – 100 m n.p.m.
Osada nad jeziorem Nowa Korytnica.
Dalej => kieruj się na zachód a potem na południe, trzymaj się zielonego szlaku.
W Nowej Korytnicy działa pole biwakowe Szuwarek, miejsce dość często odwiedzane przez kajakarzy. Możesz je rozważyć przy poszukiwaniu noclegu. Obok pola jest duży i wygodny parking.
W miejscowości znajduje się też kamień upamiętniający leśnika, Jerzego Fliszta. Na zachodnim brzegu rzeki Korytnicy znajdują się duże wiaty i miejsce postoju/wodowania kajaków. Bywa głośno 😉
Trzymając się zielonego szlaku przejdź kawałek publiczną drogą, przez most na drugi brzeg rzeki. Za mostem urządzone jest miejsce dla kajakarzy, są wiaty do zrobienia sobie imprezy na zakończenie udanego dnia na wodzie. Omiń wiaty i skręć za nimi w lewo, będą tam leśne drogi i dość słabo oznaczony zielony szlak. Teraz zaczyna się frajda dla miłośników dzikości. Ten odcinek szlaku, aż do Bogdanki jest totalnie dziki. Myślę, że ta mizerna ścieżka jest widoczna chyba tylko dzięki dzikim zwierzętom wykorzystującym ją do przemieszczania się nad brzegiem rzeki. Fantastyczne bezludzie. Jedynie w weekendy robi się głośniej ze względu na hałas dochodzący znad rzeki, którą spływają ekipy kajakarzy. Na lądzie jest jednak pustka. Kilometry wędrowania bez spotkania z innym piechurem czy rowerzystą.
Właściwie to trzeba się mieć na baczności, bo ścieżka jest tak słabo widoczna, że bardzo łatwo pobłądzić. Kilka razy zwątpiłem czy aby na pewno ten szlak jeszcze istnieje? może ktoś go zamknął, a ja o tym po prostu nie wiem? Ale nie, istnieje! Po prostu jest tak rzadko uczęszczany, że momentem i zanika wśród zieleni zupełnie.
Na nocleg zatrzymałem się nad Rzeką Korytnicą. W jednym z miejsc podmywa ona piaszczysty wysoki brzeg. Na górze jest dogodne, suche miejsce na namiot, przy odrobinie wysiłku można zejść po skarpie na dół i nabrać wody lub umyć się na piaszczystym brzegu. Możesz iść kawałek dalej i w Sówce przejść mostem na drugą stronę rzeki, niedaleko od zabudowań zaczyna się jedna ze stref programu „Zanocuj w lesie”.
Ja zdecydowałem się na nocleg nad rzeką, chciałem podpatrzeć kto zamieszkuje te tereny. Wieczorem z wizytą zawitała rodzina łabędzi i kilku innych skrzydlatych gości. Mimo wytrzeszczania oczu do granic bólu i tkwienia w bezruchu długi czas, nie udało mi się zidentyfikować „pracownika służb rzecznych” chlapiącego głośno przez cały wieczór. Nie wiem czy była to wydra czy inny kudłaty mieszkaniec tych wód, jednak pracował zawzięcie w trzcinach, niestety zbyt gęstych by go wypatrzyć. Za to cały czas miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje…
Kolejnego dnia ruszyłem w kierunku Sówki, znajduje się tam jaz, piętrzący wodę i zasilający kanałem w wodę pobliskie gospodarstwo rybackie.
Nie ma co, wędrówka na tym odcinku jest urozmaicona, szlak wiedzie przez gęste zarośla, wysoką skarpą. Między drzewami, co chwilę przebija widok na rzekę.
Jaźwiny
Wysokość: ok 70 – 80 m n.p.m.
Osada nad Korytnicą.
Dalej => kieruj się na zachód, trzymaj się zielonego szlaku.
W Jaźwinach znajduje się przepławka dla ryb i miejsce, gdzie spływając rzeką trzeba wyciągnąć kajak na specjalny, drewniany tor i przepchnąć go na kolejny odcinek, gdzie można go ponownie zwodować. Myślę, że ciekawe urozmaicenie spływu, ale i całkiem malownicze miejsce do odwiedzenia wędrując na pieszo. Poniżej osady szlak schodzi niżej, bliżej koryta rzeki, a po krótkim przebijaniu się prze młody las wyjdziesz na asfaltową drogę. Możesz odwiedzić miejsca biwakowania i postoju dla kajakarzy w Bogdance lub jak ja, ruszyć na północ do Międzyboru. Na samym początku osady zobaczysz potężny dąb rosnący przy leśniczówce, skręć przy nim w lewo, wejdziesz na ciekawą ścieżkę dydaktyczną. Myślę, że warto tu zawitać nawet jeśli nie planujesz dłuższej wędrówki, a tylko by przejść ten ciekawy leśny szlak.
Po przekroczeniu mostu przez Słopicę zwróć uwagę na tablice informacyjne, stał tu kiedyś Kościany Młyn. Tak masz rację, mielono w nim kości!
Rzeki w tych stronach mają dość wartki nurt a to za sprawą spadku, przez wiele lat było to wykorzystywane z pożytkiem dla przemysłu i rolnictwa. Budowano kanały z ujęciem wody w wyższych partiach rzek, spadek kanałów był mniejszy niż samej rzeki, więc woda w kanale po kilku kilometrach płynęła zdecydowanie wyżej niż w samej rzece. Umożliwiało to doprowadzenie wody ponad wzgórzami do osad, zakładów i na pola.
Jednym z takich miejsc był młyn do mielenia kości, osada oraz pola znajdujące się w jego okolicy, do których wodę dostarczał jeden ze sztucznych kanałów.
Wędrując dalej, trzeba będzie trochę podreptać pod górę, szlak wspina się na zbocze doliny rzecznej. Na jej zboczu posadowiona została wiata do obserwacji ptaków, bardzo dobre miejsce na odpoczynek lub dłuższy postój, zwłaszcza jeśli masz lornetkę!
Po niedługim czasie po twojej prawej stronie zniknie las, a otworzy się rozległy widok na drawieńskie łąki. Pofalowany horyzont traw po długim czasie wędrówki prze lasy to przyjemna niespodzianka.
Kawałek dalej znajduje się kolejny punkt przygotowany z myślą o kajakarzach, jest tu miejsce na ognisko, ławki i drewniany mostek nad rzeką. Przyjemnie. Po odpoczynku rusz dalej zielonym szlakiem w kierunku Zatomia.
Zatom
Wysokość: ok 70 – 80 m n.p.m.
Mała wieś pośrodku niczego, żyjąca w swoim tempie.
Dalej => kieruj się na południe, wejdź na czerwony szlak.
Zatom nie ma spektakularnych obiektów, które przykuwają uwagę, ale ma swój leniwy klimat, znają go rowerzyści (przecina go dość popularny szlak rowerowy) oraz kajakarze.
Dla mnie ma trzy duże auty:
- Jest tu sklep, więc można uzupełnić zapasy
- Jest całkiem przyjemna restauracja „Potrawy znad Drawy”
- Malowane kamienie 😉 Działa tu lokalny artysta malujący wizerunki zwierząt na polnych kamieniach. Jedne z potrzeby twórczej, inne na zamówienie dla osób chcących upamiętnić utraconego kudłatego przyjaciela.
Po wyjściu z miejscowości, trzeba kawałek przejść asfaltową drogą, ale po chwili szlak znów wraca na leśny dukt. By z czasem zbliżyć się do kolejnej rzeki, tym razem będziesz wędrować wzdłuż królowej tutejszych rzek, Drawy. Przy szlaku znajduje się kilka atrakcji, które warto zobaczyć.
Najpierw dojdziesz do miejsca gdzie kiedyś działała binduga „Święta Hala”. Binduga to miejsce gdzie lądem zwożono ścięte drzewa, po czym zsuwano je do wody, tam były wiązane w tratwy (niem. binden = wiązać) i spławiane dalej w dół rzeki. Kolejne miejsce warte odwiedzenia będzie wymagało zejścia po drewnianych schodach nad samą rzekę.
Wydrzy Głaz
Wysokość: ok 50 – 60 m n.p.m.
Kawałek Szwecji w Polsce 😉
Dalej => kieruj się na południe, dalej czerwonym szlakiem.
W korycie Drawy spoczywa 45 ton szwedzkiej skały, które przyniósł tu lodowiec ponad 15 tysięcy lat temu. Przyniósł, zostawił i tak sobie leży, aż Drawa się nim zajmie, a jej się nie spieszy.
Kawałek dalej niedaleko szlaku znajduje się system rowów, zwany Szwedzkimi Szańcami. Prawdopodobnie około XIII w. znajdowało się tu grodzisko, a nazwa pochodzi od tego, że 4-5 wieków później miejsce upodobali sobie na zimowe obozy Szwedzi, co robili? Nie wiem? Może kombinowali jak wywieźć do kraju Wydrzy Głaz?
Idąc dalej czerwonym szlakiem dojdziesz do kolejnej bindugi, ta nazywa się „Trzy Dęby”.
Idź dalej czerwonym szlakiem, dotrzesz do mostu, przejdź na druga stronę Drawy i podążaj chwilę asfaltową drogą aż dotrzesz do skrzyżowania. Tuż przed nim, po lewej stronie znajduje się stary cmentarz, będący pozostałością dawnej osady.
Springe
Wysokość: ok 60 – 70 m n.p.m.
Pozostałości osady porzuconej w 1932 r
Dalej => skręć w asfaltową drogę na południe po czym zejdź z niej w lewo na niebieski szlak.
Przez ponad 300 lat istniała tu osada, która na początku należała do rodziny von Wedel. Rozwijała się ona prężnie, miała młyn, szkołę i tory, po których wagony zaprzężone w konie transportowały min. mleko i sery. Dziś o tym, że żyli tu ludzie przypomina tylko opuszczony cmentarz.
Niebieski szlak wiedzie wśród lasów, częściowo wąskimi ścieżkami, częściowo leśnymi przecinkami. Teren ma tu różnice wysokości dochodzące do kilkunastu metrów, więc część drogi pokonasz idąc grzbietem małego wzgórza to znów zejdziesz w podmokłą dolinkę.
W pewnym momencie, tam gdzie szlak niebieski się kończy i wchodzisz na żółty, ścieżce zaczyna towarzyszyć głęboki rów. Z początku myślałem, że to pozostałości okopów z czasu II Wojny Światowej, w okolicy znów pojawiają się pozostałości bunkrów, więc wydawało mi się to logiczne.
Jednak po wizycie na Półwyspie Dębowym (polecam widoki) i rozpoczęciu wędrówki wałem na brzegu Jez. Ostrowieckiego zacząłem mocno wątpić. Brzeg jeziora był umocniony bunkrami, ale rów jest w tym miejscu tak głęboki, że raczej nie mógł służyć piechocie, bliżej mu do rowu przeciwczołgowego, ale na brzegu jeziora?!
Dopiero gdy dotarłem do Pustelni sprawa się wyjaśniła. Okazało się, że to co brałem za pozostałości okopów, w istocie jest nieczynnym już kanałem nawadniającym. Nazywany jest Kanałem Sicieńskim (bierze swój początek w Jeziorze Sitno) lub Wałem Francuskim, bo podobno przy jego budowie i remontach wykorzystywano jeńców francuskich.
Po co budować kanał na brzegu rzeki? Zapytasz zapewne, ja przynajmniej się nad tym zastanawiałem. Poszperałem i wyjaśnienie brzmi następująco: w okolicy jest sporo terenów piaszczystych, łatwo przepuszczalnych dla wody, przez co porosły je lasy odporne na wysuszanie. Jednak chciano przekształcić te tereny w pastwiska i wykorzystać do wypasu zwierząt, potrzebna była więc woda by piachy zamienić w łąki. Właściwie to całkiem dużo wody. Oczywiście można było wykorzystać pompy i wodę z pobliskich rzek lub jezior, jednak ze względu na duże zapotrzebowanie było to rozwiązanie bardzo energochłonne. Skorzystano więc z innego rozwiązania. Rzeka Płociczna ma na tym odcinku dość duży spadek, postanowiono więc zbudować kanał do niej równoległy (taką rzekę obok rzeki), ale o mniejszym spadku. Na początku konstrukcji, a więc w Jeziorze Sitno woda w kanale miała ten sam poziom co rzeka, ale ponieważ kanał miał mniejszy spadek, ich poziomy stopniowo się rozchodziły i już kanał płynący na skarpie, nad brzegiem Jeziora Ostrowieckiego, płynął kilka ładnych metrów nad poziomem jeziora, to musiał być ciekawy widok!
Warto pamiętać, że kanał wiedzie przez tereny piaszczyste, więc gdyby wpuścić wodę po prostu do rowu wykopanego w piachu, zniknęłaby po kilkuset metrach. Cały kanał został więc wyłożony gliną, by ograniczyć przesiąkanie wody do gruntu. Niestety właśnie dlatego, uszkodzonego w czasie wojny kanału nie udało się ponownie uruchomić. Zabrakło umiejętności (chęci?) nowych gospodarzy tych terenów, do odnowienia ciągłości uszczelnień kanału.
Na pewno jest to konstrukcja warta zobaczenia, polecam zwłaszcza spacer odcinkiem wzdłuż jezior Ostrowieckiego i Płociczno.
Pustelnia
Wysokość: ok 80 m n.p.m.
Obecnie teren zamknięty.
Dalej => kieruj się na północ, czerwonym szlakiem
Przed Pustelnią kończy się żółty szlak, dalej wędruj czerwonym. Sama Pustelnia jest dla mnie zagadką, nie znalazłem informacji na jej temat. Teren jest zamknięty, trudno domyśleć się co mogło się tu znajdować. Poniżej zabudowań, na rzece widoczne są pozostałości turbin, czyżby działała tu kiedyś elektrownia (tak jest to opisane na mapie)? A może służyła ona czemuś zupełnie innemu? Jeśli wiesz – daj znać! Obok zabudowań jest wygodny, spory parking, dostępny za darmo dla turystów i wędkarzy.
Swoją wędrówkę kontynuowałem dalej czerwonym szlakiem, który biegnie tu po skarpie nad brzegiem jeziora Płociczno a potem nad rozlewiskami rzeki Płociczna. Wieczorem dotarłem do mostu przez rzekę w okolicy wsi Miradź. Między wsią a terenem Parku jest suchy las z miejscem idealnym na obóz. Tam rozbiłem się na nocleg.
W ciągu całego dnia nie spotkałem nikogo wędrującego z plecakiem na pieszo, raptem kilku rowerzystów. Ostatni z nich, spotkany na Półwyspie Dębowym na Jeziorze Ostrowieckim był tak zdziwiony moim widokiem, że po rozbiciu namiotu trzasnąłem sobie „selfiaka” i zacząłem sam się na nim oglądać w poszukiwaniu jakiegoś błota na twarzy czy czegoś innego odbiegającego od normy. Ale nic, facet mało przystojny jak dotychczas i nic wyjątkowego poza tym. Czyżby to reakcja na piechura na szlaku?
Ostatni dzień wędrówki obfitował w malownicze widoki. Szlak wiedzie wzgórzami pomiędzy pięknymi, spokojnymi jeziorami. Fantastyczna trasa!
Ale po kolei. Wyruszyłem z obozowiska niebieskim szlakiem, nad rzeką wszedłem na czerwony szlak, ten sam co wczoraj. Po przejściu przez rzekę zaczyna się on piąć nieco w górę i zamienia się w wąską ścieżkę wijącą się między drzewami. Między ich gałęziami przebija co chwila tafla jednego czy drugiego jeziora, crème de la crème włóczęgostwa stosowanego. Po drodze można zajrzeć do kilku zniszczonych bunkrów, gdyż znów jesteśmy w rejonie dawnych umocnień Wału Pomorskiego.
Ciekawa grupa obiektów znajduje się między Jeziorem Jamno a Jeziorem Zdroje. Przesmyk między dwoma zbiornikami, był przygotowany do długotrwałej obrony, znajdował się tu schron dowództwa, dwa bunkry bojowe ( 1 i 2) oraz umocniona studnia na potrzeby obrońców. Większy zespół bunkrów znajduje się kawałek dalej, między Jeziorami Zdroje i Martwia. Właściwe trudno tu wejść do lasu i nie wpaść w lej po wysadzonym schronie lub wywinąć orła potknąwszy się o wystające z ziemi pręty zbrojeniowe. Część umocnień jest opisana i można zobaczyć wizualizacje ich dawnego wyglądu, na przykład studni i schronu obserwacyjnego. Z jednej strony przygnębiające jest to ile środków i pracy zostało włożone w to, by gdzieś w lesie, między jeziorami stworzyć miejsce do zabijania ludzi, z drugiej myślę jak przewrotna bywa historia, dawne schrony bojowe, dziś są schronami dla nietoperzy 😉
Szlak wiedzie dalej brzegiem jeziora Martwia (Marta). Wędrując ścieżką w pewnym momencie zauważyłem, że woda w jeziorze ma dziwny kolor, próbowałem to uchwycić na zdjęciach, ale niestety z mizernym skutkiem. Jezioro przecinają pasy barwy szmaragdowej, coś między błękitem a miętą. Hmm, pisanie o kolorach przez faceta to nie jest najlepsza opcja. W każdym bądź razie, barwa jeziora jest niejednolita, próbowałem domyślić się skąd to fascynujące zjawisko, ale do dziś nie wiem, może jakieś pokłady iłów pod powierzchnią? Ale ponoć jezioro jest dość głębokie, do 25 m, więc to chyba nie to. Co tam! Ważne, że widok w słoneczny dzień był przedni. Wrócę!
Pozostałości osady Martwica (Marthenberg)
Wysokość: ok 100 m n.p.m.
Ruiny osady.
Dalej => kieruj się na północ, niebieskim szlakiem
Nieistniejąca już osada. Dziś widoczne są zarysy kilku budynków, resztki ścian i studnia. Kiedyś mieściły się tu budynki służące robotnikom leśnym. Dziś piwnice pozostałe po jednym z budynków zostały zabezpieczone, służą za schronienie nietoperzom.
Głodne Jeziorka
Wysokość: ok 80 – 90 m n.p.m.
Pięć bezodpływowych jeziorek torfowych.
Dalej => kieruj się na południe, wejdź na czerwony szlak.
Doprawdy nie wiem skąd wzięła się ta fantastyczna nazwa, może z tego, że wody tych małych zbiorników są bardzo ubogie w składniki pokarmowe, ich flora i fauna jest dość ograniczona. A może dlatego, że zbiorniki wypełnione torfem raczej już nie oddadzą tego, kto się dostanie pod ich powierzchnię. Nie wiem. Ważne jednak, że nazwa jest fantastyczna 😉
Głodne jeziorka to pięć zbiorników położonych w zagłębieniach, pośród pagórków, woda z nich nie wypływa a zasilane są z zwód opadowych spływających po zboczach. Dzięki dużej izolacji stały się siedliskiem kilku unikatowych gatunków flory i fauny. Z powodu ich ochrony nie można, podziwiać ich z bliska, trzeba to robić pozostając na szlaku.
Dalszą drogę do Tuczna przebyłem idąc najpierw czarnym szlakiem, który wiedzie po drogach leśnych, zupełnie pustych, a potem żółtym szlakiem nad Jeziorem Tuczno. Ten fragment przebiega już szeroką drogą, na której już ruch jest większy, choć nadal mało uciążliwy.
Do samej miejscowości możesz wejść szlakiem czerwonym, który biegnie drogami publicznymi, jeśli liczysz na stopa lub tęsknisz do cywilizacji, jest to dobra opcja. Ja wszedłem szlakiem żółtym, który jest poprowadzony skarpą nad jeziorem, po drodze można jeszcze odwiedzić stary żydowski cmentarz obok ogrodzenia którego, biegnie ścieżka. Ten szlak przechodzi obok starego młyna, w którym jest urządzony hotel i restauracja, jest tam staw a na wzgórzu stoi Zamek Wedlów.
Co jeszcze warto jeszcze zobaczyć w okolicy, jeśli masz jeszcze siły?
Moje propozycje:
1. Grupa Warowna „Strahlenberg” – Góra Wisielcza, zespół częściowo zachowanych umocnień Wału Pomorskiego, który można zwiedzać. Tu toczyły się ciężkie walki w czasie II Wojny Światowej.
2. Zamek Wedlów w Tucznie, obecnie znajduje się tam Dom Architekta, restauracja i hotel.
3. Dominikowo – znajduje się tam kościół romański z kamienia polnego z XIV w.
4. Drawno, stara urokliwa miejscowość położona nad jeziorem (jest plaża). Znajdziesz tu całkiem sporo do zwiedzania, od ruin zamku Wedlów (kolejnego), przez gotycki kościół pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy, fragmenty murów obronnych po Muzeum Energetyki. Tutaj pudlingowałem przewodnik po Drawnie w pdf, fajnie zrobiony – to polecam!
Uwagi na koniec
Sprawy do przemyślenia przed wyruszeniem w drogę:
1. Do plecaka: na pewno mapa i kompas, wędrówka jest często w lesie, z dala od siedzib ludzkich. Łatwo stracić orientację.
2. Co sprawdzić przed wyjściem: oczywiście pogodę. Oprócz tego dobrze policz prowiant, nie będzie zbyt dużo okazji do uzupełnienia go.
3. Chroń las i jego mieszkańców, a już na pewno sam nie bądź dla nich zagrożeniem.
Niżej kilka zdjęć z mojego wyjazdu na zachętę.
A właśnie! Jeśli dotarłeś do tego miejsca, to znaczy, że było ciekawie. Nie zapomnij polubić mojej strony na >> Facebooku << będziesz wiedzieć gdy wrzucą coś nowego. Możesz też zostawić komentarz od siebie.
Czołem!
0 komentarzy